Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Agnieszka Kołakowska: Nicea - nadal bez zmian

Agnieszka Kołakowska: Nicea - nadal bez zmian

Niezrównoważony Francuz wjeżdża ciężarówką w tłum. Tratuje wszystkich na swojej drodze, krzycząc „Allahu Akhbar”. W sumie giną 84 osoby. Według unijnych decydentów ten zamach nie ma nic wspólnego z islamem


Niezrównoważony Francuz wjeżdża ciężarówką w tłum. Tratuje wszystkich na swojej drodze, krzycząc „Allahu Akhbar”. W sumie giną 84 osoby. Według unijnych decydentów ten zamach nie ma nic wspólnego z islamem

Nicea, 14 lipca. Narodowe święto Francji. Promenada nad morzem. Wszędzie świętujący ludzie – kobiety, dzieci, gęsty tłum. W ten tłum wjeżdża ciężarówka. Prowadzi ją, według wszelkich oficjalnych informacji, niezrównoważony Francuz. Fakt, że jest on z Tunezji i posiada tunezyjski paszport, a we Francji tylko prawo pobytu – to nieistotne, to przypadek. Nieistotne jest też, że jest on muzułmaninem. To nie ma nic wspólnego z niczym. A zwłaszcza z islamem.

Niezrównoważony Francuz wjeżdża ciężarówką w tłum. Ludzie z krzykiem się rozbiegają. Kierowca tratuje wszystkich na swojej drodze, skręca, zygzakuje, stara się trafić w kogo się da. Za ciężarówką biegną policjanci, ale nie strzelają. W pewnym momencie ktoś zdesperowany z tłumu wskakuje do ciężarówki i stara się kierowcę zatrzymać. Ale nawet wtedy, według świadków naocznych, policjanci nie strzelają. Czekają aż niezrównoważony Francuz sięgnie po broń. Dopiero widząc ten ruch strzelają do niego. Tylko że w tym momencie mamy już 84 osoby zabite i setki rannych.

To nie ma nic wspólnego z islamem. Uwaga, powtórzę jeszcze raz, proszę zapamiętać: to nie ma nic wspólnego z islamem. Co z tego, że niezrównoważony Francuz był z Tunezji i miał tunezyjski paszport? Co z tego, że krzyczał „Allahu Akhbar”? A może wcale nie krzyczał? Nie wszyscy to słyszeli. Dokoła było też pełno innych odgłosów – warkot ciężarówki, fajerwerki, krzyki rannych i umierających. A może i krzyczał, ale to wszystko jego okrzyki zagłuszyło. Czy może nie okrzyki, lecz tylko jeden okrzyk. Ale może w ogóle nie krzyczał „Allahu Akhbar” tylko coś innego? No bo dlaczego właściwie miałby coś takiego krzyczeć? Był muzułmaninem, ISIS określił go w komunikacie jako swojego „żołnierza”, ale jego ojciec – należący do tunezyjskiej islamistycznej partii, ale to oczywiście zupełnie tu nieistotne – mówił, że syn nie chodził do meczetu, albo nie tak często, jak był powinien. I że w ogóle nie był muzułmaninem, a w każdym razie nie tak gorliwym, jakim powinien był być.

Zupełnie jak Omar Mateen, który zamordował pięćdziesiąt osób w klubie gejowskim w Orlando. On też był niezrównoważony, też ponoć bił swoją żonę. Jego ojciec też twierdził, że choć syn był muzułmaninem, jego czyn nie miał nic wspólnego z islamem. Niezrównoważony był też morderca dziewięciu ludzi w centrum handlowym w Monachium. Też działał sam i też nie miał nic wspólnego z islamem. Może miał, może nie miał, ale zadziwiające jest, że gdzie się nie spojrzy, zwłaszcza gdy trup ściele się gęsto, nikt nigdy nie ma nic wspólnego z islamem.

Przypomina mi się piękny dwuwiersz autorstwa (chyba) Romana Zimanda. Brzmiał on:

Po ulicy sobie tuptam,

Patrzę: trup tu, patrzę: trup tam.

Można by dodać:

Trupów coraz więcej, ale

Islam winien nie jest wcale.

Innymi słowy, nadal – powtórzmy chórem – nic się nie zmieniło. Paryż, znów Paryż, Bruksela, Nicea, Orlando – to wszystko z islamem nie ma absolutnie nic wspólnego. Podobnie zresztą jak w Izraelu, gdzie wjeżdżanie w ludzi ciężarówkami, samochodami, czym się da, jest od wielu lat jednym z ulubionych „sportów” palestyńskich terrorystów (w ciągu ostatniego roku było kilkadziesiąt takich ataków). I choć od zawsze ci ostatni przodowali w najnowszych technikach terroryzmu i byli często później naśladowani gdzie indziej, to według niedawno sporządzonego raportu Unii Europejskiej na temat Izraela, i podpisanego przez prawie wszystkie kraje UE, kwestia naśladownictwa jest tu zupełnie nie na miejscu. A to dlatego, że ataki te nie mają nic wspólnego z terroryzmem, ani tym bardziej z islamem. Są, według raportu, naturalnym skutkiem izraelskiej „okupacji” i wynikającej z niej palestyńskiej „frustracji”. Poza tym Izraelczycy bezkarnie i niepotrzebnie tych sfrustrowanych Palestyńczyków zabijają (zamiast na przykład z nimi dialogować i przyjaźnie do nich przemawiać), używając przy tym <<niewspółmiernej siły>>. Dlatego właśnie, według unijnego raportu, w Izraelu jest tak mało ofiar tych ataków. Mała liczba ofiar świadczy bowiem – jakże by inaczej – o obecności regularnie pojawiającej się w każdym unijnym lub ONZ-owskim raporcie na temat Izraela (ale, co znamienne, nie o żadnym innym kraju), ulubienicy pani Margot Wallström: <<niewspółmiernej sile>>. Nawiasem mówiąc, zastanawia się człowiek, na czym polegałaby zadowalająca byłą unijną komisarz, Unię i ONZ siła współmierna do pędzącej z morderczym zamiarem ciężarówki?

Tyle że w Izraelu ofiar tego typu ataków jest bardzo mało (w ciągu ostatniego roku w tego rodzaju atakach zginęły w sumie dwie osoby; w najbardziej morderczym 2008 r. zginęło osiem) ponieważ każde większe publiczne zgromadzenie jest bardzo starannie strzeżone: przez wiele służb rozmieszczonych wokół samochodów policyjnych, chmary policji, wojska, jednostek kontrwywiadu. Jest ich mało także dlatego, że policja strzela od razu, i strzela żeby zabić, jeśli jest to jedyny sposób zatrzymania terrorysty i uniknięcia dalszych ofiar.

Ale skoro u nas, w Europie, wcale nie chodzi o żadnych terrorystów, ani islamistów, tylko o niezrównoważonych, psychicznie chorych Europejczyków, nawet jeśli mają oni tunezyjskie paszporty, Europejczyków, których czyny są naturalnie niewytłumaczalne i nie do przewidzenia, bo przecież czynów ludzi szalonych przewidzieć ani wytłumaczyć nie sposób – skoro tak, to nie ma też potrzeby stosowania izraelskich ani żadnych innych specjalnych metod ich zwalczania. Nie ma też potrzeby trudzenia się zbytnio – narażając się przy tym na oskarżenia o użycie niewspółmiernej siły – o zapewnienie bezpieczeństwa obywateli. I to nawet w sytuacji, gdy wiadomo, że o użycie niewspółmiernej siły bywa oskarżany tylko i wyłącznie Izrael. Takie działania nie miałyby sensu. W końcu każdy z nas obywateli może w dowolnej chwili oszaleć; życie w dzisiejszym świecie jest przecież stresujące. I dlatego szukanie w takim wypadku związków z islamizmem byłoby czystą islamofobią. Nawet w sytuacji, jeśli takie związki zdają się być niezaprzeczalne – jak na przykład strony islamistyczne na komputerach sprawców zamachów, czy przedstawiające instrukcje i sugestie o tym, jak najlepiej zabijać Żydów. Nie należy pochopnie wyciągać z wniosków z tego typu pozornych, mylących, krzywdzących dla muzułmanów poszlak.

Kilka dni po Nicei, albo może przed (tego lata prawie codziennie gdzieś w Europie jest nowy atak, trudno za tym nadążyć, plącze się Tunezyjczyk z Niemcem, Syryjczyk z Francuzem, Afgańczyk z innym Syryjczykiem), niezrównoważony Niemiec (z podwójnym paszportem, niemieckim i irańskim) zabił w centrum handlowym w Monachium dziewięć osób. On akurat podobno był naprawdę niezrównoważony. Ale po wielu przypadkach gdy służby i politycy zaklinali się, że dany morderca nie ma absolutnie nic wspólnego z islamizmem –a by w końcu niechętnie przyznać, pod presją niezaprzeczalnych faktów, że jednak ma – trudno im wierzyć. Przedtem – też w Niemczech – był Afgańczyk, który zadźgał kogoś nożem w pociągu (bo był sfrustrowany), potem Syryjczyk, który wysadził się w powietrze (bo był w depresji – po kilku dniach wyszło jednak na jaw, że był związany z dżihadystyczną jednostką terrorystyczną, o czym niemieckie służby od dawna wiedziały), potem inny Syryjczyk, który zadźgał kobietę w ciąży (bo się z nią pokłócił: była to, twierdzono, zupełnie prywatna kłótnia, nic z niczym nie mająca wspólnego – co jednak nie przeszkodziło mu w zaatakowaniu dwóch innych ludzi). Wkrótce potem atak znów miał miejsce we Francji, gdzie niejaki Adel Kermiche poderżnął gardło 86-letniemu księdzu w kościele. Ale broń Boże pas d’amalgame!

Zapewne wkrótce będą nowe ataki, kolejne ofiary, kolejne przejawy bezradności i hipokryzji naszych rządów. Kolejne rozpaczliwe poszukiwania przyczyn niezwiązanych z islamem. Tempo wyraźnie przyspiesza, ale reakcje europejskich rządów wciąż pozostają niezmienne. Francuski prezydent François Holllande ośmielił się z kamienną twarzą oświadczyć, że Paryż „ma strategię, by wygrać tę wojnę”. Tyle że gołym okiem widać, że nie ma najmniejszych śladów jakiejkolwiek strategii. Chyba że mówimy o strategii strusia, na co dowodów dostarcza nam rzeczywistość na każdym kroku. Podobnie jak łatwo dostrzec, że jedynym celem Hollande’a jest wygranie wyborów prezydenckich. Dlatego można się zastanawiać – ot tak, z czystej ciekawości – nad bezdennością głupoty (z jednej strony) i pogardy dla wyborców (z drugiej), która pozwala francuskiemu przywódcy mówić coś takiego z całą powagą przynależna urzędowi, w przekonaniu, że kogokolwiek to zadowoli. Tym bardziej, że Hollande dodał po namyśle – najwyraźniej uznawszy, że należy rzecz dobitnie wyjaśnić – iż „trzeba zacząć od pokonania zewnętrznego wroga.”

Tymczasem jest dokładnie odwrotnie: trzeba pokonać wroga wewnętrznego. Owszem, tu i ówdzie znajdzie się Tunezyjczyk albo Syryjczyk przeszmuglowany przez ISIS wśród uchodźców, ale ogromna większość ataków terrorystycznych we Francji była dziełem młodych Francuzów dokonywanych w imię islamu. Podobnie jak w Niemczech była dziełem Niemców z muzułmańskich rodzin, muzułmanów urodzonych, wychowanych i zradykalizowanych w Europie. Dodajmy, że szacuje się, iż wśród około trzydziestu tysięcy zagranicznych ochotników, walczących u boku ISIS w Syrii i Iraku (większość z nich z Tunezji), sześć tysięcy przyjechało z Europy Zachodniej, głównie z Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii. Rządy i lewicowo-liberalne media robią wszystko, żeby o tym nie wspominać. Ani o zmowie milczenia tak zwanej muzułmańskiej „wspólnoty” – o muzułmańskich gettach na francuskich, belgijskich i niemieckich przedmieściach, w których mordercy mogą spokojnie się ukrywać, wiedząc, że nikt ich nie wyda. Ani oczywiście, o pobudkach jakimi kierują się ich mieszkańcy. Widać to też po tytułach prasowych. W Ameryce po Orlando zastanawiano się nad tajemnicą „motywacji” Omara Mateena. We Francji po rzezi w Nicei gazeta „Liberation” nosiła na pierwszej stronie rozpaczliwy tytuł: „Dlaczego?”        

Swoje trzy grosze dorzucił też papież Franciszek, który wracając z Dni Młodzieży w Polsce, powiedział, że nie należy mówić o terroryzmie islamskim, ponieważ terroryzm jest wszędzie. Jedyny prawdziwy terroryzm, oświadczył, to terroryzm pieniądza. Dziwne, że nie wspomniał o terroryzmie klimatycznym – zapewne to przeoczenie. Uważajmy więc bardzo, wychodząc na ulicę, by nas nie zaatakowały banknoty albo pogoda.  

Agnieszka Kołakowska

lipiec 2016


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.