Gdzie podział się transhumanizm ze sztandarem nieśmiertelności? Czy lada moment przekroczymy granicę śmierci i staniemy się niezniszczalni? Jak dotąd ocieramy się o nią klasycznie, bardzo dotkliwie, w pośpiechu łatając kolejne zranienia – pisze Agnieszka Gralewicz w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Corona-krisis”
Sięgam pamięcią do 2018 roku, pewnej rozmowy na lotnisku nieopodal Paryża. Pochodząca z Ałmatów w Kazachstanie Adema, po latach studiów na Uniwersytecie w Strasburgu, następnie pracy designerskiej w Paryżu, z ciężkim sercem postanowiła wrócić do miejsca narodzenia. Zaproponowałam, że pomogę przenieść bagaże i po prostu będę towarzyszyć jej w jednej z najtrudniejszych decyzji w życiu.
Bez wsparcia ludzi takich jak Ty, nie mógłbyś czytać tego artykułu.
Prosimy, kliknij tutaj i przekaż darowiznę w dowolnej wysokości
Poraził mnie chłód lotniska, klimat nieporównywalny do aury najpiękniejszych dworców kolejowych, choćby Centralnego Antwerpii zakorzenionego w estetyce katedry bez bóstwa. Oba stanowią rodzaj materialnego wyrazu zachwytu nad transgresją – możliwościami pokonywania granic w Faustowskim niemal pędzie, oczywiście na miarę swoich czasów. Przypominają o wyzwaniu rzuconym naturze na podobieństwo Korekty T. Bernharda. W portach lotniczych zrealizowano odwieczne marzenie człowieka, a jednak marzenie to skorumpowano – lotniskom brakuje piękna. W całej swej taniej estetyce zdają się być wykorzenione z tradycji. Tak jak z czasu, podobnie wyobcowane są z otoczenia. W swej zgrzebnej modernistycznej bryle sprawiają wrażenie rzuconych bez ładu w okoliczną przyrodę, choć oczywiście są przemyślnie zlokalizowane i zaprojektowane przez tęgie umysły tzw. inteligencji technicznej. Odniosłam jednak wrażenie, że sprytnie przebrana logika jakiegoś upiornego miejsca znanego już z historii kryje się za całą tą efektywną lotniczą maszynerią.
Zarazem lotnisko zdało się pocztówką z przyszłości – znakiem świata sterowanego prawidłami tymczasowości, wykorzenienia, nomadyzmu, de facto lękiem, podporządkowanego specjalistom, dyktatowi efektywności, pragmatycznym wyborom, pozornie nieograniczonym możliwościom, permisywnym kontaktom. W powieściach M. Houellebecqa kompulsywne podróże Europejczyków są w istocie ucieczką z socjoekonomicznej klatki, tj. utopijnego więzienia nowoczesnych społeczeństw Zachodu zorganizowanych na bazie instrumentalnej racjonalności. Lotniska obok centrów handlowych to świątynie nowej religii starego cielca – przede wszystkim wiecznej zmiany i ciągłego przepływu, powszechnie akceptowalnego wyścigu do utraty tchu właściwie bez celu.
Przestrzeń lotniska, pozornie wyalienowana od przeszłości i otoczenia, nabyła kolejną po doświadczeniu terroryzmu ranę w pamięci
W 2020 roku centra handlowe zamknięto. Lotnisko w Birmingham zmieniło przeznaczenie. Decyzją władz stanie się kostnicą mieszczącą w miarę potrzeby 12 tysięcy ciał zakażonych COVID-19, wirusem powodującym niewydolność oddechową. J.P. Sartre wskazał na mdłości, jednakże w ponowoczesnym świecie to duszności są głównym problemem przynoszącym śmierć – dosłownie i metaforycznie. Ludzie duszą się już nie tylko od smogu. Kto i co zainfekowało środowisko? Czy od wielu dekad nie wdychamy kultury śmierci, łudząc intelekt i zmysły relatywizmem? Jakimi kulturowymi podstępnymi „wirusami” w trakcie ostatnich lat zmuszeni byliśmy oddychać? Czy nie wiarą, że „świat” nas nasyci, jakby nie istniała logika spoza świata? Czy główną naszą powinnością nie stało się dążenie na podobieństwo Nosorożca E. Ionesco, by z tym „światem” coraz doskonalej się stapiać, wbrew obronnym odruchom ciała i serca? Podobno wszystko już zostało poukładane, nastąpił kres historii. Liczono, że lada moment zapanuje trans-post-humanistyczny nowy wspaniały porządek. Upatrując w technologii zsekularyzowaną magię umożliwiającą zapanowanie nad siłami przyrody, próbowano zdekonstruować i przedefiniować stawiającą opór zastaną konstrukcję rzeczywistości.
Faustowski pęd nie zakończył się dobrze ani dla samego zainteresowanego, ani dla Małgorzaty. Podobnie Niebezpieczne związki w reż. Stephena Arthura Frearsa z 1988 roku w przewrotny sposób objawiły szerszej publiczności wywrotową siłę niemodnej miłości. Diaboliczna Markiza Isabelle pragnęła zatopić się w świecie – zredukować wymiar własnego życia do pogoni za romansowymi przyjemnościami, kolejnymi wyzwaniami, kumulacją osiągów, by wyprzeć samoświadomość kruchości i pragnienie wyłączności. Sprawa Makropulos Leoša Janáčka odsłoniła pustkę wampirycznego trwania pozbawionego ciężaru śmierci. Pęd Europy na podobieństwo Fausta boleśnie wyhamował. Przestrzeń lotniska, pozornie wyalienowana od przeszłości i otoczenia, nabyła kolejną po doświadczeniu terroryzmu ranę w pamięci. Gdzie podział się transhumanizm ze sztandarem nieśmiertelności? Czy lada moment przekroczymy granicę śmierci i staniemy się niezniszczalni? Jak dotąd ocieramy się o nią klasycznie, bardzo dotkliwie, w pośpiechu łatając kolejne zranienia.
29.03.2020 r.
Agnieszka Gralewicz