Agnieszka Gralewicz: Kapitan Vere i Roman Ingarden

Według Romana Ingardena aktywność twórcza jest ściśle związana z koncepcją antropologiczną. Wytwory kulturowe zaspokajają ludzkie potrzeby duchowe, są wyrazem tęsknoty za wartościami absolutnymi, estetycznymi i moralnymi. Wiążą się z kontemplacją jakości metafizycznych – pisze Agnieszka Gralewicz w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Ingarden i metafizyczny realizm”.

Billy Budd – zająknięcie

W prologu opery Billy Budd nieusuwalna skaza antropologiczna – małość ludzkich charakterów, przewrotna nienawiść do tego, co prostoduszne i święte – zyskuje intrygującą hipotezę. Za błąd w strukturze rzeczywistości odpowiada Boskie zająknięcie w procesie stwarzania. Kapitan Edward Fairfax Vere, dowódca okrętu „Niezłomny”, wyznaje u kresu życia:

Jestem starcem, który wiele przeżył.
Byłem człowiekiem czynu,
Który walczył na morzu za swego króla i ojczyznę.
Lecz także czytałem, uczyłem się i dumałem wiele,
Usiłując posiąść tajemnicę świata.
Odsłonięto przede mną wiele dobra i zła,
A dobro nigdy nie było doskonałe.
Zawsze jest w nim jakaś skaza, defekt,
Jakaś niedoskonałość w Bożym stworzeniu,
Jakiś fałsz w anielskiej pieśni,
Zająknięcie się w Boskiej mowie

[…]

Próbowałem prowadzić innych ścieżką dobra,
Lecz zgubiłem się na nieskończonym morzu[1].

Bez wsparcia ludzi takich jak Ty, nie mógłbyś czytać tego artykułu.
Prosimy, kliknij tutaj i przekaż darowiznę w dowolnej wysokości.

Słowo wcielone

W krucjacie przeciwko złu brakuje autentycznej pokory kapitana Edwarda Vere’a wobec żywiołu miernoty własnej i małości innych

Niedoskonałe słowo wciela się w niedoskonały kosmos, wyłania się z niego. Ludzka przewina traci wymiar skandalu, a w zamian otrzymuje alibi. Korzystano z rozmaitych, by poradzić sobie ze światem. Próbowano naprawiać zepsuty mechanizm – poprawiać „niedoskonałość” pierwszego Stwórcy, łamiąc strukturę Jego zawodnego słowa. Na scenę wstępowali kolejni mesjasze, owładnięci ideą ostatecznego rozwiązania kwestii zła. Wyeliminować cierpienie, nędzę, systemowe poniżenie, a nawet śmierć. Oświecić jedynie słusznym światłem i wreszcie zaprowadzić postęp. Ucinano łeb hydrze. Odrastały kolejne – zapomniane epidemie, finansowe kryzysy i nowe formy zniewolenia. Umarł król ancien régime’u – niech żyje król nowego wspaniałego świata. Może zatem lepiej skapitulować i poddać się totalitarnej strukturze języka? Uznać, że niczym marionetki na usługach obcego języka mówimy, jak zwykło „mówić się”? Intelektualiści zdecydowani na ironiczną grę z „przemocową” strukturą rzeczywistości uprawiają sztukę dla sztuki, nie wierząc w możliwość zwycięstwa dekonstrukcji. W krucjacie przeciwko złu brakuje autentycznej pokory kapitana Edwarda Vere’a wobec żywiołu miernoty własnej i małości innych.

Odczarowanie logosu

W niemodnej optyce twórca, szczególnie pisarz, sprawuje misterium – odtwarza stwórczy gest Boga. Kreuje światy niemal ex nihilo z nieuchwytnej materii sensów. Jednak według Ferdinanda de Saussure’a język to jedynie konwencjonalny system znaków, a związek signifié signifiant jest arbitralny. Zatem na fali odczarowania świata odczarowano także logos. Nie powinno więc dziwić, że Roland Barthes ogłosił śmierć Autora-Boga.

W niemodnej optyce twórca, szczególnie pisarz, sprawuje misterium – odtwarza stwórczy gest Boga

W jaki sposób wycenić niematerialne słowo? Ile jest warte w epoce postprawdy? Czasy honoru przeminęły wraz z ostatnim pojedynkiem. Przysięga małżeńska straciła wartość w perspektywie lawinowych rozwodów. Czy rzeczywiście inflacja słów jest ostateczna, skoro propagandowe zabiegi mają na celu neutralizację ich wciąż żywotnej mocy? Przedwcześnie pogodzono się z faktem, że mowa epoki jest nieodwołalnie kobietą sprzedajną – narracją.

Twarz Janusa

Grzegorz Jarzyna w inscenizacji Uroczystość zaproponował intrygującą interpretację mrocznej opowieści Thomasa Vinterberga i Mogensa Rukova o rodzinnej tajemnicy. Najbardziej wstrząsające wykrzyczenie wyrządzonej w przeszłości krzywdy można zneutralizować, „zagadać”, wyprzeć, o ile skorumpuje się świadomość. Poręczna mowa zracjonalizuje każdą niegodziwość. Równocześnie upadłe słowo objawia Janusowe oblicze – uruchamia znaki pozawerbalne, silne reakcje, drążąc skałę ciała. Mowa biorąca udział w procederze fałszowania mimowolnie staje się świadkiem prawdy. To ciało jest manifestem autentycznego słowa, jego wspólnikiem pulsującym pod warstwą fałszu. Potwierdza, że sens nie jest arbitralny ani podatny na dowolne manipulacje. Zakorzeniona w historii prawda rzeczy groźnie działa.

Dominacja seriali, zabijając czytelnictwo, kryje podobnie przewrotną logikę – nieoczekiwanie dowodzi wagi słowa. To scenariusz uruchamia potężne środki ekonomiczne i machinę produkcji. Platformy serialowe, jako najnowsza odsłona fabryk materializujących sny, wyłaniają intersubiektywne światy. Za przykład niech posłuży miniserial BBC Wojna i pokój z 2015 r. Reżyser Tom Harper rozważaniom Lwa Tołstoja z rozmachem przydał konkretne istnienie w XXI wieku. W jakim celu? Jedynie z uwagi na rozrywkę, by umożliwić widzom ucieczkę od wolności? Czy przeciwnie – z intencją dzieła sztuki, by uważniejszym odbiorcom stworzyć okazję do zatopienia się w sobie najgłębiej, jak życzyłby sobie Marcel Proust?

Potrzeba światów intencjonalnych

Nawet świadectwa pisarzy marnej rangi wskazują, że pisząc, wkraczają w inny świat, bywa, że mocniejszy ontycznie niż tak zwana codzienność. Podobnie dzieje się w przypadku ich czytelników.

Intuicja Romana Ingardena[2] wyprzedziła intuicję Josepha Hillisa Millera[3] – człowiek potrzebuje stwarzać inne światy, światy intencjonalne, zatapiać się w nich. Dlaczego to robi? Według Romana Ingardena aktywność twórcza jest ściśle związana z koncepcją antropologiczną. Człowiek żyje na granicy dwóch światów – przyrodniczego i kulturowego. Wytwory kulturowe zaspokajają ludzkie potrzeby duchowe, są wyrazem tęsknoty za wartościami absolutnymi, estetycznymi i moralnymi. Wiążą się z kontemplacją jakości metafizycznych. Posiadają zatem szczególny status egzystencjalny. W konsekwencji kultura, jako swoiście ludzka aktywność, jest motywowana dążeniem do ucieleśniania wartości i obcowania z nimi[4]. Zdaniem J. Hillisa Millera nie sposób uciec od kwestii esencjalnych i wbrew teorii śmierci autora należałoby ogłosić, że autor istnieje, a wbrew postmodernistom – stwierdzić, że potrzeba ta ma korzeń w naturze człowieka.

Dzięki literaturze można stwarzać światy, odczuwając zarówno demiurgiczną moc, jak i ograniczenie ludzkiej kondycji. Wszak twory intencjonalne, m.in. dzieła sztuki, obdarzone są najsłabszym z możliwych sposobem istnienia. Na szczęście dzięki nim, wraz z kapitanem Edwardem Vere’m, mamy szansę czynić rachunek sumienia ponad czasem i przestrzenią.

Agnieszka Gralewicz
03.06.2020

***

[1] B. Britten, Billy Budd – opera w dwóch aktach wersja poprawiona z 1961 r., libretto E.M. Forster, E. Crozier, tłum. Krzysztof Knurek, 2019, s. 19. Historia libretta jako adaptacji opowiadania Hermana Melville’a Billy Budd, Sailor z 1923 r.: tamże, s. 10.

[2] R. Ingarden, Dzieło literackie jako przedmiot wyobrażeniowy, s. 39–44 [w:] tegoż, O dziele literackim, Warszawa 1960.

[3] J. Hillis Miller, Po co czytać literaturę?,„Przestrzenie Teorii” 2012, nr 17, s. 219–243.

[4] Z. Majewska, [hasło:] Ingarden [w:] Powszechna encyklopedia filozofii, t. 4, Lublin 2003.

Belka Tygodnik604